W Bieszczady na weekend wybieramy się we wrześniu. Jest już poza sezonem, więc na szlakach nie spotkamy tłumów. Jednocześnie pogoda wciąż dopisuje, a w bieszczadzkich lasach pojawiają się pierwsze kolory. To doskonałe miejsce na budżetową wycieczkę, która pozwoli się zresetować i choć na chwilę wypocząć.
W Bieszczady wyjeżdżamy w piątek wieczorem. Wybieramy samochód, ponieważ komunikacją publiczną nie da się dojechać do wszystkich punktów, które chcemy odwiedzić. Z relacji znajomych wiemy, że w tamtym obszarze Polski świetnie działa autostop. Wymaga jednak poświęcenia większej ilości czasu, a my mamy tylko weekend. Od razu kierujemy się na miejsce, gdzie będziemy nocować przez dwie doby.
Na miejsce docieramy późnym wieczorem. Zatrzymujemy się w „Domki Złota Rybka nad Jeziorem – Jacuzzi”, które w łatwy sposób można zarezerwować m.in. na Bookingu. Obiekt znajduje się w miejscowości Zawóz. Na miejscu do dyspozycji mamy cały domek dla siebie. Składa się on z kuchni połączonej z salonem, łazienki oraz dwóch pokoi. Miejsce idealne dla dwóch osób na dwie doby. Za całą rezerwację płacimy 700 zł, co jest rozsądną ceną za taki obiekt. Do dyspozycji mamy także jacuzzi. Dziś jednak nie będziemy z niego korzystać, ponieważ planujemy zrobić grilla. Miła właścicielka udostępnia nam wszystkie niezbędne rzeczy. Późnym wieczorem idziemy jeszcze na spacer nad pobliskie jezioro.
W sobotni poranek budzimy się dosyć wcześniej. Czeka nas dzisiaj intensywny dzień. Jedziemy w góry. Docieramy na parking we wsi Wołosate koło godz. 9:00. To tam zaczyna się najłatwiejszy i jednocześnie najpiękniejszy szlag na Tarnicę. Czekają nas około 3 godziny w trasie, dlatego nie zwlekamy z wyjściem. Opłata za cały dzień postoju dla jednego pojazdu wynosi 16 zł. Ponadto musimy jeszcze zapłacić po 7 zł za osobę za wejście do Bieszczadzkiego Parku Narodowego.
Początkowo trasa prowadzi po łąkach o niewielkim pochyleniu. Potem wchodzimy do lasu, gdzie robi się już nieco bardziej stromo. Wraz ze wzrostem nachylenia pojawiają się pierwsze schody. Będą się one ciągnąć aż na szczyt Tarnicy, dzięki czemu wejście na tę górę jest przyjemne nawet dla dzieci czy osób ze słabą kondycją. Kiedy stawiamy pierwsze kroki na samej górze, dech zapiera nam w piersiach. Widoki robią wrażenie. Widać Połoninę Caryńską oraz wiele bieszczadzkich szczytów. Z oddali wyłaniają się także niewielkie miasteczka oraz szczyty. Nigdzie nam się nie śpieszy, dlatego na Tarnicy spędzamy aż godzinę. To idealne miejsce na wypoczynek i relaks.
Droga powrotna z Tarnicy zajmuje nam znacznie mniej czasu. Już o 16:00 jesteśmy z powrotem na parkingu we wsi Wołosate. Wsiadamy w samochód i ruszamy dalej, ponieważ to nie koniec atrakcji na dzisiaj. W planach mamy jeszcze odwiedzenie „Zagrody Żubra”, która znajduje się w miejscowości Stuposiany. Obejmuje ona 7 hektarów lasu i pozwala obserwować zwierzęta w ich naturalnym środowisku. Można tam wejść codziennie od godz. 9:00 do 19:00, a zwiedzanie jest bezpłatne. Po spotkaniu z tymi majestatycznymi zwierzętami ruszamy na miejsce noclegu. Resztę dnia spędzamy, relaksując się w jacuzzi.
Niedzielę, czyli ostatni dzień w Bieszczadach, również zaczynamy wcześnie. Jedziemy najpierw do rezerwatu „Sine Wiry”, który zachwyca niezwykłymi kaskadami. Tworzy je wartka rzeka dzięki licznym kamieniom. Spędzamy tutaj godzinę. To idealne miejsce odpoczynek, w którym niektórzy śmiałkowie decydują się na kąpiel. Podziwiamy ich jednak z brzegu, ponieważ dla nas górska woda o tej porze roku jest zdecydowanie za zimna. Przyjemny chłód, który od niej bije, świetnie jednak komponuje się z dusznym powietrzem.
Wracając, spotykamy zakapiora. Zakapiory to osoby decydujące się żyć w Bieszczadach z dala od cywilizacji, będące współczesnymi pustelnikami. Chwilę z nim rozmawiamy i kupujemy od niego ręcznie wykonaną figurkę, która będzie nam przypominać o tej weekendowej wyprawie. Następnie pędzimy dalej. O godz. 12:00 musimy być w Majdanie.
Przyjeżdżamy do Majdanu chwilę przed 12:00. To właśnie tutaj staruje sławna Bieszczadzka Kolejka. Wsiadamy i ruszamy starymi torami przez wsie, a następnie klimatyczne lasy. Podziwiamy piękne krajobrazy i zachwycamy się tą spokojną chwilą. Po godzinie podróży docieramy do Balnicy. Czeka nas tutaj postój przed drogą powrotną. Kosztujemy w tym miejscu lokalnych wypieków. Najbardziej do gustu przypada nam jednak szarlotka.
Czas mija bardzo szybko i już po chwili siedzimy ponownie w Bieszczadzkiej Kolejce. Choć wracamy tą samą trasą, to widoki nadal robią na nas ogromne wrażenie. Kiedy zatrzymujemy się w Majdanie, widzimy niewielką budkę z oscypkami. Z dozą niepewności próbujemy ich, mają w głowie to, że z pewnością nie będą tak dobre, jak te tatrzańskie. Czeka nas jednak ogromna niespodzianka, bo ich smak znacznie bardziej przypada nam do gustu niż te, które zazwyczaj jemy, odwiedzając Zakopane. Kupujemy więc zapas oscypków dla siebie i rodziny, a tym samym żegnamy się z Bieszczadami.
Robert Sienczewski
Dodaj komentarz